czwartek, 24 listopada 2011

Rozdział 1



Czułam ból w żebrach. Jakby ktoś wbijał mi niewidzialny nóż. Z ledwością uniosłam powieki. Ukazał mi się rozmazany obraz. Zapytacie czego? Ciemności. Otaczała mnie ze wszystkich stron strasząc swoją głębią i tajemniczością. Skrywając rzeczy, które niechętnie chciałam poznać. Ale wracając do mojego bólu. Tak, leżałam na książkach. Pewnie musiałam zasnąć w trakcie nauki. Zdałam sobie sprawę, że w takim razie lampka na biurku powinna się świecić, ale ze wszystkich stron widziałam tylko czerń. Wymacałam brzeg łóżka i powoli wstałam próbując niczego nie przewrócić. Pod rękoma poczułam chropowaty materiał akademickiej pościeli. Znalazłam swój telefon, który na szczęście rozświetlił trochę przestrzeń pokoju. To dodało mi otuchy. Skierowałam poświatę na biurko i nacisnęłam włącznik lampki. Nie działała. Pewnie żarówkę szlag trafił. Będę musiała kupić nową, co mi się nie uśmiechało. Nie zostało mi wiele pieniędzy, które podarowali mi rodzice. W prawdzie dołożyłam do tego swoje oszczędności, ale to i tak było niewiele. Jak dobrze pójdzie starczy mi to jeszcze na miesiąc. Muszę poszukać jakiejś pracy. Muszę.
Ostrożnie podeszłam do kontaktu i zapaliłam światło. Moje oczy mimowolnie zamknęły się. Oślepiło mnie to na chwilę, jednak zaraz wzrok przyzwyczaił się do promieni jarzeniówki. Rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie walały się książki i zeszyty z notatkami. Jutro mam test z chemii. Spojrzałam na zegarek. 02:34, wszyscy już pewnie śpią. Jak jutro nawale to będzie ze mną źle. Stojąc tak doszłam do wniosku, że chce mi się pic. Wzięłam kilka łyków zimnej wody i położyłam się do łóżka z myślą o 'wszystkim i niczym'. Próbowałam się odprężyć, ale to nie było takie proste. Z jednego względu. Daria. Inaczej nazywana przeze mnie wiedźmą. Przywódczyni zgranej paczki tapeciar. Blond włosy, tipsy, cycki na wierzchu. Przecież chłopacy to uwielbiają. Do tego jej uroda. Duże błękitne oczy otoczone długimi rzęsami, wydatne usta, ciało jak u modelki i oczywiście długie nogi. Nie jedna dziewczyna by jej pozazdrościła. Ale co z tego jak jest wredną jędzą. Dlaczego? Nie miewam z nią zbyt dobrych kontaktów, jeśli to wgl tak można nazwać. Zawsze szuka jakiegoś pretekstu żeby mi dopiec. Zaczęło się tydzień temu, w pierwszy dzień semestru. Spiesząc się na apel wpadłam na nią niechcący wytrącając z jej rąk torebkę. Wtedy rozpętało się piekło. Do tej pory w moich uszach rozbrzmiewają wyzwiska i groźby skierowane do mojej osoby. I najgorsze jest to, że ona nie żartowała. Z każdym dniem przekonuję się o tym. Co wymyśli jutro? Podpali mi plecak? Ukradnie coś? Ośmieszy przy wszystkich? Z czasem może jej się to znudzi. Mam taką nadzieję. Wpatrując się w pojawiający się księżyc w oknie rozmyślałam o tym co mnie czeka.

Nie wiedziałam nawet, kiedy oczy same mi się zamknęły. Nie patrzyłam na zegarek. Musiało być na prawdę późno biorąc pod uwagę fakt, iż prawie spóźniłam się na test. Do tego wstając z łóżka i wciąż balansując na krawędzi jawy i snu przewróciłam na siebie szklankę z wodą. Moje spodnie nasiąkły cieczą i nie pozostawało mi nic innego jak się przebrać. Przecież nie pójdę w mokrych. Oczywiście, mogłabym. To żaden problem, wyschłyby, lecz zaraz Daria wymyśliłaby jakąś plotę. Już sobie to wyobrażałam. W moim umyśle rysował się mimowolnie plan wydarzeń. Ja przekraczająca próg klasy, jej jadowity wzrok przewiercający każdy centymetr mojego ciała i zaraz oczy skierowane na plamę na spodniach. Jej dziki i nieokiełznany śmiech towarzyszący słowom : "Patrzcie...Oluś dziś zapomniała włożyć pieluszkę, upss". NIE ! Dlatego musiałam poświecić dodatkową minutę na przebranie się i dotarcie w ostatniej sekundzie na swoje miejsce na sali. Wykładowca rozdał arkusze. Test był...zaskakująco prosty, co mnie zaskoczyło, ale napisanie go było dość trudne biorąc pod uwagę fakt, że moje powieki same opadały. Potrzebowałam kofeiny. Natychmiast. Kiedy tylko oddalam arkusz wyszłam z sali i skierowałam się do kafejki znajdującej się niedaleko kampusu. Miałam ponad godzinę wolnego, a później tylko jeszcze 2 wykłady. Po zajęciach planowałam rozejrzeć się po mieście w poszukiwaniu ogłoszeń o pracę. Idąc spacerkiem chłonęłam promienie słońca, które ogrzewały moją skórę, czułam, jak wytwarzana jest w moim organizmie witamina D. Wokół różni ludzie, od studentów takich jak ja spieszących się na zajęcia, poprzez mężczyzn i kobiety zajętych własnymi sprawami i pracą, po dzieci bawiące się na placach zabaw. Ich radosny śmiech. Miło było to słyszeć. Dzięki temu mogłam powrócić wspomnieniami do tego jaki minęło mi dzieciństwo, jak bezproblemowy był wtedy świat. Jedyną istotną rzeczą było to do której godziny będę mogła zostać na podwórku i bawić się w chowanego z przyjaciółmi, albo kto pierwszy zdąży dobiec na ulubioną huśtawkę. Wtedy chciałam byc dorosła, nosic buty na obcasie, eleganckie sukienki, do tego torebki i biżuteria. Teraz? To nie jest istotne. Pewne priorytety zmieniły się. Wtedy pogrążona byłam się w świecie marzeń i beztroski, z którego brutalnie mnie wygoniono każąc dorosnąć.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam szyld kafejki. Przez okna widziałam, że była prawie pełna. Studenci tacy jak ja, którzy chcą spożyć poranną porcje kofeiny, inni uczący się do egzaminów. Kiedy wchodziłam w drzwiach zabrzęczał dzwoneczek. Prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Stanęłam w kolejce. Przede mną widziałam kilku chłopaków z mojego roku, ale nie ośmieliłabym podejść do nich i poprosić o zakup dla mnie kawy. Nie...nigdy. Byłam raczej typem samotnika. Jeszcze nie zdążyłam się tu zaaklimatyzować. Nie znalazłam wspólnego języka z żadną osobą, jak na razie. Może dlatego, że się nawet nie starałam? Kolejka powoli się przesuwała, kiedy ja rozglądałam się po pomieszczeniu. Nagle moim oczom ukazała się jedna z psiapsiółek Darii-Magda. Na szczęście nigdzie nie widziałam przywódczyni tej paczki, ale to w każdej chwili mogło się zmienić. W myślach modliłam się, aby mnie nie zauważyła, ponieważ wtedy na pewno bd musiała stoczyć konfrontację z Darią, to różnie mogłoby się skończyć. Oczywiście odwróciłam łeb w drugą stronę i udałam, że jej nie widziałam. Kontem oka śledziłam każdy ruch Magdy, kiedy szukała wolnego stolika. Nadeszła moja kolej.
-Co podać?- zapytał kasjer. Był mniej więcej o 4 lata starszy ode mnie. Na pewno dorabiał, aby mieć jak zapłacić czesne.
-Mokkę poproszę.- uśmiechnęłam się lekko odbierając kubek z kawą i dając mu gotówkę.
Odwróciłam się od lady i ujrzałam tuż przed swoim nosem szczerzące w zjadliwym uśmiechu zęby Darii, a zaraz po jej obu stronach Magdę i Martę z podobnymi wyrazami twarzy. O cholerka. Już nie żyję.
-Witaj słońce Ty moje ! - wzięła mnie pod ramię mocno ściskając. Na pewno będę miała jurto siniaka.
-Jeśli przetrwam do jutra.-pomyślałam tylko.
-Ani drgnij. Chodź porozmawiamy.- wysyczała mi do ucha Wiedźma tak, że nikt oprócz jej oddanych psiapsiułek tego nie słyszał. We trzy zachichotały teatralnie widząc moje przerażenia malujące się na twarzy. Olka opanuj się! Wyluzuj. Jesteś wśród ludzi. Nie może Ci nic zrobić. Usiłowałam sobie to wbić do głowy, ale instynkt podpowiadał mi tylko jedno słowo: WIEJ !

 Jest i rozdział pierwszy. Troszeczkę mnie poniosło, bo wyszedł dość długi. 
Mam nadzieję, że się podoba i liczę na wasze opinie,
te dobre jak i te złe oczywiście też,
abym wiedziała nad czym mam popracować.
 Dziękuję. ; * 
Justrememberme :)

2 komentarze:

  1. Dzięki mnie? hm, miło słyszeć, że zdołałam jakoś pomóc kolejnemu talentowi ujrzeć światło dzienne.


    Opowiadanie zaczyna się bardzo dobrze, naprawdę staje się to bardzo interesujące.
    Podoba mi się i czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz na prawdę bardzo dobrze! Muszę dodać cię do obserwowanych i czekam z niecierpliwością na nowości gdyż ciekawi mnie jak sobie ułoży życie w akademiku :D

    OdpowiedzUsuń